11 gru 2020

Dusza

Ze wszystkich sóweczek jakie spotkaliśmy podczas naszych wędrówek, ta zdecydowanie była szczególna. W zasadzie najpewniej nie ta, a ten. Dzisiaj gdy o tym myślę i porównuję poszczególne sowy, uśmiecham się mimowolnie do tamtego dnia. Zdaję sobie sprawę, że nie bez znaczenia było samo miejsce naszego spotkania. Fantastyczne lasy Pomorza porastające pagórkowaty teren pocięty rzekami i przepleciony jeziorami. Miejsce rzec by się mogło idealne pod każdym względem, przepełnione czystym pięknem, przynajmniej w naszym odczuciu. Same lasy też wpłynęły na te wspomnienia. Ta sowa zamieszkiwała stary bór mieszany, w którym nie brakowało potężnych świerków, pierwotnych modrzewi, rosochatych dębów i drzew dla nas szczególnych - buków. Potęga i bogactwo miejsca przypominały katedrę zieleni, plątaniny gałęzi i refleksów przedzierającego się światła. Bujny podszyt z mieszanką kolorów w najróżniejszych odcieniach, z mchem niczym wielka puchowa kołdra i jagodzianami o rozmiarach wręcz nieprawdopodobnych.

Tak, to wszystko musiało i zrobiło na nas wrażenie, ale jest jeszcze coś. Od chwili gdy nasze drogi się skrzyżowały, gdy pierwszy raz wypatrzyliśmy sóweczkę w gęstwinie gałęzi, dane nam było przeżyć niezwykłą bliskość spotkania. Ta sowa postanowiła w jakiś wyjątkowy sposób wpuścić nas do swojego świata, przez dłuższy czas przemieszczała się po pobliskich drzewach zajęta swoimi codziennymi sprawami, a my przez długie minuty podziwialiśmy pozorną beztroskę tego idyllicznego obrazu. Pozorną, bo świadomi tego, że każde stworzenie w codzienności walczy o przetrwanie. Z drugiej strony cała aura lasu, samej sowy i wszystkiego tego co nas otaczało, widok, który rozpościerał się w każdym kierunku, skąpany w cieple wrześniowego popołudnia kruszył jakoś brutalność słowa walka, czy przetrwanie. Dla nas ten obraz miał duszę.

Sóweczka

Pygmy Owl

Glaucidium passerinum

fot. Łukasz Boch

    11
    6