Wracając do naszych miejsc, zawsze z ekscytacją czekamy na ten moment gdy oczom ukażę się dobrze nam znany, zapamiętany z ostatniej wyprawy świat. Tym razem poprzeczka i cel była bardzo wysoko postawiona. Nowy plan snuty gdzieś w głowie od bardzo dawna miał zderzyć się z rzeczywistością. Nakład pracy, przygotowań i kilku letnich obserwacji doprowadził nas dokładnie w to miejsce i ten czas. Wolno snująca się rzeka będąca naszą sceną, amfiteatr buków, omszonych olch i prastarych dębów to idealne miejsce na spektakl. Czerwcowe poranki spowite chłodną mgłą dopełniają całości, pozostało tylko czekać na naszego aktora i złożyć to wszystko w jedną całość. Mijające minuty, godziny, dzień pierwszy, drugi i trzeci, zagrało wszystko idealnie, oprócz jednego. Z niewiadomych przyczyn aktor nie stawił się na scenie. Fali domysłów i snutych teorii nie było końca. Po raz kolejny przyroda ukazała nam swoje oblicze, po raz kolejny pokazała nam, że rządzi się swoimi prawami. Wszelkie plany i układanki w naszej głowie mają się nijak do jej nieprzewidzialnego charakteru i rozkapryszonego piękna. Plan jednak prędzej czy później musi się ziścić, nie teraz, to za rok, może dwa. Odłożony spokojnie na półkę, będzie czekał na splot sprzyjających warunków. Dla nas jednak mimo wszystko spektakl się odbył, na scenie pojawili się wspaniali dublerzy, na których zawsze można liczyć. Ich klangor mowa ciała i język gestów nie ma sobie równych.
Żuraw zwyczajny
Common crane
Grus grus
fot. Marcin Baranowski
Comments