Ostatnie zdjęcie z iskrzykami spotkało się z Waszym niezwykle ciepłym przyjęciem. To wielka radość, zwłaszcza, że pierwszy raz fotograficznie mierzyliśmy się z tym niezwykłym zjawiskiem. To co rzuciło się w oczy, to jak wiele wspomnień obudziła u was nasza fotografia. Wspomnienia ze studiów, z dzieciństwa, z młodości. Namioty, rzeka, las, obozy harcerskie i ciepłe letnie noce rozpalone świetlikowym spektaklem.
Dla nas fotografów, chyba największą radością przy prezentacji zdjęć są emocje, tak przynajmniej się przyjęło i chyba większość osób fotografujących się ze mną zgodzi. Zdjęcie, które wywołuje oczekiwane emocje to zdjęcie bardziej lub mnie, ale na pewno udane. Teraz jednak myślę, że do tego dołożyłbym wspomnienie. Tak, obudzone wspomnienie widza. Zawsze poruszają mnie Wasze historie gdy nagle ktoś opowiada o swoim tacie i wspólnych wyjazdach na ryby, lub gdy ktoś wspomina wspólne dzieciństwo z rodzeństwem. Czy może być lepsza nagroda niż sentymentalna podróż wywołana zdjęciem? Wyobrażam sobie wtedy emocje i myśli jakie Was przepełniają i odczuwam radość. Cieszymy się, że mogliśmy taką czy inną fotografią przywołać pamięć o rzeczach, o których my, współcześnie zalatani ludzie myślimy zdecydowanie za mało.
Zatem ruszmy raz jeszcze w sentymentalną podróż w czasie, do dni, gdy ciepłe letnie noce rozświetlały dziesiątki iskrzyków. Ujęcie tematu w sposób dzisiejszy to zarejestrowany taniec na długich czasach. Fantazyjne, fluorescencyjne linie poprzecinały podszyt zaczarowanego lasu.
Iskrzyk
Phausis splendidula
fot. Łukasz Boch
Commentaires