Sierpień dobiega końca, schyłek lata ze swą dynamiczną pogodą zdecydowanie różni się od upalnego lipca. Dla nas ten sierpniowy czas obfitował w wyjazdy terenowe i sesje, choć przyznać muszę, że przynajmniej w moim wydaniu większość tych wypraw zdominowała noc i niebo. Dzisiaj jednak będzie o spotkaniu bynajmniej nie z odległego kosmosu, a z lokalnych rozlewisk Warty.
Każda forma fotografii przyrodniczej, choć oczywiście cel wydaje się być zbliżony, przedstawia sobą różne doznania i przeżycia. Te formy fotografowania czy to na drzewie, czy nocnego nieba, czy w wodzie, są do siebie w pewnym sensie niezwykle podobne, a w innym zupełnie różne. Mógłbym to porównać do jechania na rowerze i biegania, lub do płynięcia żabką versus kajak. Cel jest zbieżny, ale mięśnie, wysiłek i finalne doznania są inne. Podobnie jest i tutaj. Całą wiosnę przesiedziałem w koronach drzew, później eksplorowałem różne zakątki w poszukiwaniu miejsc na nocne niebo i w efekcie zatęskniłem za wodą w sposób dosłowny. O ile sam jej widok nieustannie mi towarzyszył w trakcie fotografii krajobrazowej, czy nawet podczas fotografii na drzewach, to poczułem przemożną tęsknotę za jej fizycznością, zapachem, dotykiem, nawet smakiem.
Każda jesień dla nas jest nierozerwalnie związana z wodą, nie licząc wyjazdów w góry, niemal całe przeloty realizujemy przecież z wody. Korzystając z właściwych warunków i wcześniejszego rozpoznania ruszamy na wspomniane rozlewiska. Tamtego dnia jednak nie czaple, ani siewki miały stać się głównym punktem poranka, a niezwykle skryte i trudne w fotografii zwierzę. Spotkaliśmy się już kilkakrotnie, tym razem jednak ten wspólny czas nie był ulotny niczym wzburzona pluskiem woda. Dane mi było spędzić z wydrą zdecydowanie dłuższy czas, ale o tym jak to w zasadzie było, opowiemy Wam przy następnej okazji.
Wydra europejska Otter
Lutra lutra
fot. Łukasz Boch
Comments