Dzisiaj wracamy na jesienny szlak. Jest jeszcze kilka scen, które chcielibyśmy Wam pokazać. Wyprawa na bekowisko, choć relatywnie krótka, obfitowała w ogrom wrażeń i nie sposób ich wyrazić wszystkich dzisiaj, z perspektywy niemal dwóch miesięcy od tamtych wydarzeń. Jest jednak kilka rzeczy, które zdecydowanie jasno wyryły w naszych umysłach.
Zawsze chciałem mieć rejestr wschodów słońca jakich doświadczyliśmy. To najbardziej niesamowita pora. Paleta barw o wschodzie zdecydowanie przewyższa możliwościami te o zachodzie, wschód to początek, koniec mroku, początek nowego dnia, nowa historia. To czas, gdy ludzie albo śpią, albo co najwyżej jadą do pracy, daje się więc odczuć poczucie niesamowitej wolności. To wreszcie moment aktywności wielu stworzeń, które ośmielone niedawnym mrokiem nocy i względnym spokojem, pokazują się liczniej.
Wschód słońca tego dnia należał do tych, które się zapamiętuje długo. To jakby sam wschód nie chciał jedynie nastać, a stopniowo budować napięcie i pokazywać nam z każdą minutą, że może i i zrobi jeszcze większe wrażenie. Jakby chciał przekazać w sposób wyraźny, żeby go zapamiętać i tak się stało.
Najpierw róże i fiolety podpalone subtelnie, później wzmacnianie barw, by przed samym ukazaniem się słońca zalać wszystko pomarańczowo-złotą kurtyną.
Siedzieliśmy przycupnięci w wysokich trawach obserwując daniele i nikt z nas się nie odzywał, ale wiedziałem, że ten pokaz możliwości świtała zrobił na nas ogromne wrażenie.
Daniel
Fallow deer
Dama dama
fot. Łukasz Boch
Comments