top of page

NASZE OPOWIEŚCI

Elizjum w pływadle - czyli subiektywne porównanie

Wielokrotnie powtarzaliśmy jak ważnym dla nas aspektem jest woda. Dzisiaj będzie nie tyle o niej, co o narzędziach jakie w niej wykorzystujemy. Zanim jednak dojdziemy do porównania, trochę historii.


Wszystko zaczęło się w 2011 roku. Już wtedy woda jako środowisko do fotografowania ptaków stałA się moim celem. Pierwsze pływadła budowane w warsztatach z materiałów budowlanych. Skomplikowane, ciężkie i złożone, ale działały. Pokazały mi jakie możliwości drzemią w tej technice. W zasadzie pierwszym przełomowym rokiem dla mnie był rok 2013. Wtedy bezdyskusyjnie i dosłownie wrosłem w pływadło wykonując z wody przeszło 150 sesji w samym tylko okresie marzec-październik.



Co raz lepsze rezultaty, umiejętności, ale też i rosnące wymagania zaczęły skłaniać mnie do poszukiwania prostszych rozwiązań niż ogromna sterta rur, desek, siatek i pałąków. Właśnie w ten sposób w roku 2017 trafiłem na dwa produkty tego typu.

Pierwszym z nich był produkt Gerharda Schaffera z Austrii. Pływadło budowane na zasadzie odlewanej formy z tworzywa z metalowym stelażem, zespolonym z pływającą podstawą. Drugim produktem było pneumatyczne, pompowane pływadło od MrJanGear. Pompowana forma w kształcie litery „U” z oddzielnym tropikiem i systemem pałąków podobnych do tych namiotach iglo. Nadszedł moment podjęcia pierwszej decyzji, zanim jednak napiszę jakie pływadło wtedy wybrałem, kilka słów o moich motywacjach.



Od samego początku starałem się w wodzie przełamywać pewne stereotypy. Dlatego właśnie wraz ze swoją lajbą trafiałem w najróżniejsze miejsca, częstokrotnie pełne nieprzyjaznych cierni, gałęzi, ostrych kamieni, kry lodowej i innego rodzaju ustrojstwa czekającego tylko, żeby przebić, zniszczyć i zgnieść. Kolejnym ważnym aspektem było dostanie się w miejsca trudno dostępne, które są dla mnie najciekawsze i najbardziej wartościowe, a to wymagało stosunkowo długiego marszu z całością sprzętu. Ostatnim ważnym dla mnie czynnikiem była ergonomia i łatwość montażu. Pływadło miało być stałym elementem auta i dawać możliwość szybkiego rozłożenia i pozostawienia go w zaroślach na nadchodzącą sesję. Pływadło musiało być zatem wytrzymałe i lekkie zarazem, ale również dawać szybki, łatwy i komfortowy montaż. Kolejne aspekty jakie oceniałem była ogólna wielkość, czym mniejsze tym lepiej, możliwość uzyskania jak najniższej perspektywy i ewentualna możliwość napraw.


Muszę przyznać, ze wtedy w roku 2017 byłem niestety mocno zniesmaczony ogromną łatwością przebijania wszelkich, pompowanych, decathlonowych materacy, poduszek i mat. Sama idea pompowanego pływadła była bardzo kusząca, ale w mojej wyobraźni trudno było umieścić tworzywo, które wytrzyma miejsca, przez które zwykłem przedzierać się w swoich rajdach. To chyba była główna przyczyna gdy w 2017 roku zakupiłem pływadło austriackie. Nie miałem wtedy obu tych produktów w rękach, a mój wybór był na zasadzie intuicji i wyczucia.



Prawdziwe porównanie przyszło w roku 2021. Wtedy właśnie spotkałem się pierwszy raz z Janem, a w nasze rączki wpadły dwa modele pływadeł od niego FH Mk.I i najnowszy MK. II, który był oparty o pompowaną formę dwukadłubową, trochę jak w katamaranie. Jan ze stoickim spokojem patrzył na moje rozemocjonowane wywody o tym, że na pewno przebiję jego cudeńka. Odparł, żebym się nie martwił i zaczął fotografować. Kolejne miesiące spędziłem w produktach od MrJanGear.


Dzisiaj, gdy mamy kwiecień 2023, a ja wraz z Marcinem przebyliśmy w pływadłach dziesiątki kilometrów, mamy za sobą rzeki, w tym największe w Polsce, fotografowanie na Morzu Bałtyckim, w kopalniach, gliniankach, bagnach i najróżniejszych ciekach. Fotografowaliśmy w każdych warunkach pogodowych, w tym nawet przy mrozach sięgających dwudziestu stopni poniżej zera. Na obu pływadłach spędziliśmy setki godzin, możemy zatem opisać wam walory obu produktów i opowiedzieć o nich.

Te pływadła choć podobne w kształcie i zastosowaniu, mające wypełniać identyczne zadanie poszły zupełnie innymi drogami i to jest w nich cudowne. Każde z nich ma pewne walory, wady i zalety. Każde może wypełnić wady drugiego.


Austriacki czołg


Austriackie pływadło choć było ogromnym postępem w porównaniu do chałupniczych wyrobów, niestety nie pozbyło się najważniejszej wady, czyli wagi. 12 kg wydaje się być niewielką masą. Tak w istocie jest ale pod warunkiem, że te 12 kg mamy równo rozłożone na plecach, w dobrym plecaku. Sprawa się jednak komplikuje gdy obciążamy wielkim kwadratowym klocem jedną rękę. Przejście z takim ciężarem 3-4 kilometrów w terenie wypruje z nas wszystkie siły. Tak, zdecydowanie często zdarza mi się przebywać spore dystanse zanim zwoduję łajbę. Kolejną rzeczą jest perspektywa, tę ogranicza wysokość formy z tworzywa i niestety nigdy nie zejdziemy poniżej pewnego pułapu, co przy małych siewkach, czy niewielkich kaczkach robi się zasadniczym problemem.



Sama pływająca forma z tworzywa ma relatywnie duże zanurzenie, przemieszczanie się po wodzie o głębokości 10 cm to prawdziwe piekło, przy każdej włożonej sile dziób ryje nam w dno i zapiera się z niesłabnącą siłą. Ostatnim najistotniejszym problemem jest dźwięk jaki wydaje puste pudło formy w starciu z wszelką przeszkodą. O ile pływadło hałasuje w trakcie przedzierania się po trzcinie, czy gałęziach, to poruszanie się po wodzie gdzie mamy krę to niemal symfoniczny krzyk jakiej normańskiej bogini. Rezonans jaki pudło powoduje grzmi echem po całej okolicy. Niestety wszystko nas usłyszy.



To może teraz mocne strony. Na pewno stabilność. Duży ciężar, duża wyporność i zanurzenie równa się stabilność. Nawet przy fali łajba nie ma tendencji do nadmiernego kołysania. Swoim ciężarem podczas opierania się o pływak nie ma możliwości wciśnięcia konstrukcji pod wodę, czyli mamy pewność suchego pokładu. To sprzyja powerbankom, kanapkom czy czytaniu książki. To pływadło to zdecydowanie prawdziwy kanapowiec dla ludzi, którzy szukają łatwości w tej zabawie. Pływadło bardzo wiele wybacza. Kolejną zaletą jest łatwość w rozkładaniu, jeden ruch i gotowe. Wszystko fajnie, ale pod warunkiem, że zbyt daleko nie musisz iść.


https://www.floating-hide.com


Husycki wojownik


O ile austriacka łajba jest niczym alpinista z poprzedniego wieku, z całą triadą szerpów, mułów, śmigłowców i szpitalem polowym, to pływadło od MrJanGear to przedstawiciel czystego stylu alpejskiego. Wszystkie wady poprzednika znikają nam tutaj jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przede wszystkim pływadło jest niezwykle lekkie. Zaledwie 6 kilogramów w porównaniu do 12 opisanego poprzednika. Pokonywałem już dystanse po 5 km w jedną stronę, niosąc suchacza, aparat i pływadło. Nareszcie mogłem eksplorować niezbadane miejsca i samotnie zanurzać się w najdzikszej wodzie.



Nie ma problemów z zanurzeniem i głębokością wody. Jednego razu dopłynąłem do ogromnej łachy, za nią kotłowało się dziesiątki ptaków, zamiast opływać ją prze kolejną godzinę, przedarłem się przez 200 metrów gleby będąc w pływadle od Jana, da się? Da się! Nie ma też problemu z perspektywą, tutaj szkło możemy niemal wpakować do wody. No dobrze, a co z wytrzymałością? To był mój główny powód wybrania Austriaka w 2017 roku. Nie zauważyłem jakichkolwiek braków ani deficytów względem plastiku. Pierwszego dnia poważniejszych zdjęć przedzierałem się przez kanał zapchany wyrzucanymi śmieciami. Były deski, gwoździe, jakieś metalowe kratownice, połamana trzcina i cała masa syfu, niemal kilometr pchania pełną siłą, przedzierałem się w ślimaczym tempie przez ten korek niczym arktyczny lodołamacz. Byłem pewny, że skończy się dziurą, nic z tego. Później przyszedł czas na holowanie na sznurku obciążonej łajby po zalanym terenie i gąszczu wszelkiej maści krzaków w tym jeżyn, środek olsu i mnóstwo ostrych rzeczy. Pływadło przetrwało bez najmniejszego uszczerbku. Finalną próbę zrobiłem zimą na krze i wiecie co? Łamałem dziobem krę i kruszyłem skierowane na sztorc ostre zmarzliny i nic. Ten materiał to turbo koks. W tych wszystkich próbach stwierdziłem ku własnemu szczęściu, że materiał nie hałasuje. Potem były długie rozmowy z Janem o tym jak miło zaskoczył nas jego produkt.



No dobrze, a wady? Czy produkty od Jana mają słabe strony? Oczywiście, jak wszystko na tym świecie. Tutaj też możemy znaleźć słabe strony. Samo rozłożenie pływadła jest na pewno bardziej czasochłonne. Wymaga od nas pompowania pływaka, potem mocowania namiotu. Przy odrobinie wprawy w biały dzień to jakieś 10-15 minut. W nocy, bez światła to maksymalnie 20 minut. Dużo? Kwestia gustu. Pływadło jest zdecydowanie mniej stabilne i bardziej wymagające dla użytkownika. W środku nie znajdziemy suchej przestrzeni gdzie położymy sobie rolkę papieru toaletowego lub pakiet kanapkowy. Tak jak napisałem wcześniej, to łajba stylu alpejskiego, jest lekka i przeznaczona do penetrowania najodleglejszych i najdzikszych zakątków. Będzie doskonałym wyborem dla każdego odkrywcy, który lubi przełamywać wszelkie granice.


Coś dla hardcorów


Jeśli 6 kg to nadal za dużo, 15 min rozkładania to zdecydowanie za długo, a całe pływadło wydaje się być nadal zbyt duże i zbyt złożone, mamy opcję specjalną. To wariant dla komandosów, opracowany we współpracy Elizjum Boch i Baranowski i MrJanGear.



Pneumatyczna platforma pozbawiona wyraźnej kopuły, czy stelażu. Tutaj nie ma kanapek, termosów i innych wygód, nie będzie relaksu i ziewania. Tutaj trzeba się skoncentrować i uważać, niemal leżymy w wodzie, ale czy coś zyskujemy? Bardzo wiele, wszystkie kwestie wymienione powyżej to potężny atut The Marcin – Floating Platform. Niezwykle lekka, cicha i niska. Stajemy się niczym duch, niewielka kępka roślin, nic nie znaczący obiekt sunący bezgłośnie po wodzie. Przygotowanie platformy zajmuje niecałe 5 minut. Doskonale sprawdza się do rajdów na duże dystanse. Możliwość załadunku wyposażenia na platformę dodatkowo pozwala nam odciążyć plecy w trakcie drogi. Ta platforma to ewolucyjny kwiat wszystkich wodnych zabawek dla fotografów przyrody.



Łukasz Boch

548 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Postprodukcja

bottom of page