Nocna monotonia uderzających kropel deszczu ustała tak nagle, że przez chwilę miałem wrażenie, że słuch już zignorował ten niekończący się koncert. To jednak nie było to. Okoliczne łąki roziskrzyły się blaskiem księżyca, nareszcie minęły ogromne zwały frontu i ciągłego deszczu. Tego dnia przybyliśmy w Karpaty, miejsce idealne by dokończyć naszą jesienną opowieść. Pomimo ciemności, podnoszące się mgły i potęga barw dosłownie wyrywała w naszych głowach niekończące się obrazy. Nigdzie głowa i myśli nie są pędzone taką siłą, zalewane takim ogromem inspiracji jak tutaj. Widzieliśmy ją już w mrokach nocy, ale dopiero pierwsze promienie zza horyzontu miały ukazać nam niezapomniany obraz. Nieco samotna, pokryta litą ścianą buków mających teraz kolor ciemnej purpury. Matragona piętrzyła się znad otaczających mgieł jak śpiący gigant. Kontrastująca na tle budzącego się nieba i bieli mgieł, sprawiała wrażenie nierzeczywistej. Wszystko dookoła wydawało się nierzeczywiste. Dudniący niedawno jeszcze wiatr i deszcz, setki przebytych kilometrów, materialny świat zostawiony za plecami i ta uderzająca cisza.
Matragona 990 m.n.p.m - Wysoki Dział
fot. Łukasz Boch
Comments