Tamten moment długo zapadnie w naszej pamięci. Gdy dzisiaj zastanawiamy się dlaczego tak się stało i czy bohaterka zdjęć była tutaj główną przyczyną, to z całą pewnością możemy już stwierdzić, że nie. Wpłynęło na to o wiele więcej rzeczy. To trochę tak jak budowanie klimatu podczas wręczania prezentu, czy ogłaszania dobrej nowiny bliskiej osobie. Raczej nie robimy tego, gdy bierzemy prysznic, lub prowadzimy samochód. Do tego musi być przecież właściwy moment, najlepiej też miejsce. Tutaj stało się podobnie. Ciepło wrześniowego popołudnia rozpieszczało wszystkie zmysły, zapraszało do lasu. Fantastyczne knieje, jakich nie powstydziłby się niejeden park narodowy z monumentalnymi drzewami, mchem wielkim jak poduszki i jagodziną tak bujną, że sięgająca niemal do kolan. Pagórki terenu podkreślały to wszystko. Miejsce jakby z katalogu miejsc do wydarzeń szczególnych. Wszystko zdawało się być wręcz przerysowane, wyciągnięte jakimś suwakiem do poziomu maksimum. Wtedy właśnie zaczęła się ta niesamowita przygoda z sóweczką. Siedziała na konarze buku otoczonego sosnami i świerczyną. Jej mała postać przystrojona była wieńcem zielonych jeszcze liści. Słońce tymczasem rozpalało konary sosen w różowych i żółtych blikach. Dosłownie wbiło nas z wrażenia w puchate mchy. Nawet dzisiaj pisząc o tym, czuję jak pojawia mi się na twarzy uśmiech. Życzymy Wam miłej środy.
Sóweczka
Pygmy Owl
Glaucidium passerinum
fot. Łukasz Boch
Comentarios