Odkąd spotkaliśmy się pierwszy raz z sóweczką, zawsze gdzieś z tyłu głowy były wyobrażenia o zimowych kadrach w gęstwinie iglastych borów. Sprawa dosyć trudna, bo o tej porze roku wcale nie jest tak łatwo spotkać leśnego duszka. Aktywność sóweczek wzrasta pod koniec lutego, by do maja osiągnąć maksimum. Jedyną więc nadzieją wydawało się spotkanie podczas marcowego nawrotu zimy. Niestety, te próby również się nie powiodły.
Odmianę miała przynieść dopiero wyprawa na łabędzie. Tak, jak już pisaliśmy wcześniej, ta wyprawa, która zamiast w wodzie, skończyła się w lesie. Któż może jednak wiedzieć dokąd doprowadzi go droga? Nas zaprowadziła w miejsce majestatyczne i zupełnie nietuzinkowe, nawet jak na standardy północnej Polski. Ruszyliśmy przed siebie aby sprawdzić stare rewiry sów. Nie kontrolowaliśmy ich od dwóch lat, a styczniowa pora roku nie wróżyła specjalnych sukcesów. Jakież było nasze zdziwienie, gdy udało nam się ją dostrzec w gęstwinie świerkowych suszek. Niewielką ptasią sylwetkę, odcinającą się na brzoskwiniowych blikach budzącego się dnia. Siarczysty mróz, niezwykły wschód słońca i mieniące się ciemną taflą wody lustro niewielkiego jeziorka. Miejsce zapamiętałem dobrze, ale teraz wydało mi się jeszcze piękniejsze. Moc doznań spotęgowana fantastyczną zimową aurą maluje we wspomnieniach niesamowite obrazy.
Właśnie w takich momentach budzi się w człowieku ta przemożna ochota zatrzymania czasu, tego momentu, tej chwili. Fotograf doskonale wie, jak ulotny jest czas, jak subtelne różnice światła potrafią trwać dosłownie kilkanaście sekund. Chyba dlatego fotografia jest tak piękna, bo właśnie ona potrafi ten czas zatrzymać.
Sóweczka
Pygmy Owl
Glaucidium passerinum
fot. Łukasz Boch
Comments